Szybkim i wręcz złowieszczo, doskonałym humorem zmierzałam ku domku. Miałam już do czynienia z chłopakami, było ich dość dużo, więc wiem jak nimi manipulować. To prawda, nigdy nie płakałam specjalnie za chłopakami... Tylko za jednym, bardzo, bardzo, BARDZO, aż szkoda opowiadać. Od tamtej pory już nie zakochuje się. Przynajmniej staram się nie zakochać. Moje współlokatorki były już w domku. Sam słuchała muzyki, Julie już spała, Chisaki czytała książkę. Od razu jak gdy weszłam położyłam się na łóżko, ustawiłam sobie budzik, założyłam słuchawki na uszy i odpłynęłam... W magiczne miejsce zwane snem. Nagle coś mnie wyrwało z tego miejsca. Obudziłam się gwałtownie, wstałam ubrałam się i wyszłam z pokoju. Stałam przed chatką, obejrzałam się z wszystkich stron, oczywiście go nie było! Mogłam się tego spodziewać. Nagle usłyszałam jak ktoś powiedział dosyć głośno "Bu!", krzyknęłam i odskoczyłam nerwowo, odwróciłam się i zobaczyłam Michael'a wybuchnął wręcz śmiechem.
- Kurwa! To nie było śmieszne! - powiedziałam.
- Właśnie, że było. - powiedział i kontynuował dławienie się własną śliną.
- Miałam do czynienia z takimi osobami jak ty, uwierz, że nie skończyli dobrze - uśmiechnęłam się, a potem przekręciłam oczami, bo dalej się śmiał jak głupi.
- Tak, tak.
- Chodźmy już, bo zaraz ktoś się obudzi...
Ruszyłam w stronę jeziora. Michael zorientował się, że poszłam, więc mnie szybko dogonił.
<Michael?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz