No pięknie! Czy Mark może, choć raz zainteresować się czymś więcej niż koniec własnego nosa? Wiem, że dla niego najważniejsza jest jego zabawa, jego ambicja, jego widzi mi się, ale tym razem już przesadził. Nie dość, że zrobił idiotkę ze mnie i reszty załogi każąc złapać tego chłopaka i wmawiając nam, że to intruz to na dodatek kazał mi go zaprowadzić do obozu tak jakbym podlegała jego rozkazom! A przecież nie należałam do jego załogi, nie byłam nawet tropicielką! Dołączyłam do Mark’a tylko na parę dni i to na prośbę Clancy’ego, bo jakiś tropiciel trafił do szpitala i ktoś musiał go zastąpić. Miałam tylko osłaniać tyły podczas akcji, a okazało się, że Mark zrobił sobie ze mnie dziewczynę na posyłki.
Tak myśląc, ruszyłam przed siebie. Byłam tak wściekła na Mark’a, że nie zdawałam sobie sprawy, że niemal biegnę. W chwilę później zrównałam się z nieznajomym chłopakiem, który posłał mi niechętne spojrzenie i burknął:
- Mówiłem, że nie potrzebuje przewodnika
- Tsa… bo do tego dupka coś dotrze…. – mruknęłam nadal zła
Facet uniósł brwi
- Czyżby twój szef zalazł ci za skórę? – zadrwił – Myślałem, że tropiciele już się do niego przyzwyczaili
- Tropiciele może tak – wzruszyłam ramionami – Ale ja jestem lekarką
- Że co? – zdziwił się – To, jakim cudem byłaś na akcji?
- W zastępstwie – wyjaśniłam, krzywiąc się lekko
(Noctis?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz