Musiałem przesiedzieć tak około godziny żeby Uciekinier łaskawie się do mnie pofatygował. Wpadł jak duża do domku i trzasnął drzwiami.
- Uspokój się trochę - mruknąłem
- Uspokój?! Ja?! - zawołał po czym powiedział ciszej mimo wszystko nadal wściekły - nie pamiętasz już umowy? Ona dalej obowiązuje
Odwróciłem wzrok i wbiłem go w ziemię.
- Wiem... - powiedziałem dość cicho
- A więc, radzę się do niej dostosować - warknął i przeczesał palcami włosy - Bo inaczej czyszczę Cię na biało i wyrzucam jak starą zabawkę. No to teraz lepiej spadaj. Od dzisiaj masz 4 godziny pracy i masz się meldować u mnie. Wszystko mi jedno czy się to nie podoba tobie, twojemu przełożonemu czy komukolwiek innemu. On może Cię wysłać na 4 godziny do wyboru, a ty masz się zameldować bo inaczej pożałujesz - warknął
Kiwnąłem głową.
- Zawsze melduje się regularnie - powiedziałem dość cicho
- I mam nadzieję, że teraz też tak będzie. No i jeszcze jedno, w czasie wolnym masz zawsze przebywać z kimś. Najlepiej z Lee, Sean'em albo Sam. Wszystko mi jedno z kim - mruknął i wyszedł trzaskając drzwiami
Skrzywiłem się lekko, wolno podniosłem i też ruszyłem do wyjścia. Przed drzwiami nikogo nie było, więc Clancy widocznie zdążył ich zwolnić. Ruszyłem wolno do siebie, wszedłem do domku bez słowa i walnąłem się na łóżku. Lee i Nico, którzy grali w karty nie zareagowali nawet. Przeleżałem tak 10 minut, już miałem wrażenie, że zasnę jednak Lee musiał się odezwać.
- I co? Ciężki dzień? - zapytał
- Tak - mruknąłem
- No, a ja o wszystkim już słyszałem, nieźle się wplątałeś - mruknął
Wzruszyłem ramionami i odwróciłem się tyłem do niego. Po chwili dzięki temu, że nikt mi nie przeszkadzał zasnąłem.
< Tobias/Sam?>
piątek, 5 września 2014
czwartek, 4 września 2014
Od Sary d.c. Noctis'a
Zaczęliśmy wracać, a mnie ciągle nurtowało jedno "Jakim cudem ten Łowca pomyśli, że to sen. Coś mi tu nie pasuję." Szliśmy w ciszy, słychać było tylko cykanie świerszczy i pohukiwanie sów.
-Wracam na stanowisko.-Powiedział Noctis, podchodząc do drzewa.
- Mogę iść z Tobą? I tak nie zasnę.-Powiedziała.
Noctis Brak weny
-Wracam na stanowisko.-Powiedział Noctis, podchodząc do drzewa.
- Mogę iść z Tobą? I tak nie zasnę.-Powiedziała.
Noctis Brak weny
Od Sary d.c. Tobias'a
- Co za idiota.-Pomyślałam i wstałam. Wcześniej wymieniony zaczął oglądać ranę.
- Nie jest aż tak źle.-Powiedziałam, a ja położyłam palec na usta. Chłopak zamilkł, rozejrzałam się wokół.
- O co Ci znowu chodzi?-Zapytał po chwili.
- Za dużo gadasz.-Powiedziałam, dalej wodząc wzrokiem po lesie.- Mogą tu być jeszcze agenci SSP.
- Jesteś przewrażliwiona. Chodź już trzeba to opatrzyć.-Powiedział, a ja przystałam na to choć nie zgadzałam się z tym, że jestem przewrażliwiona. Szliśmy w ciszy, a ja miałam wrażenie, że ktoś na nas patrzy.
- Tobias, ktoś tu naprawdę jest.-Powiedziałam, po cichym trzasku gałązki za nami.
Tobias
- Nie jest aż tak źle.-Powiedziałam, a ja położyłam palec na usta. Chłopak zamilkł, rozejrzałam się wokół.
- O co Ci znowu chodzi?-Zapytał po chwili.
- Za dużo gadasz.-Powiedziałam, dalej wodząc wzrokiem po lesie.- Mogą tu być jeszcze agenci SSP.
- Jesteś przewrażliwiona. Chodź już trzeba to opatrzyć.-Powiedział, a ja przystałam na to choć nie zgadzałam się z tym, że jestem przewrażliwiona. Szliśmy w ciszy, a ja miałam wrażenie, że ktoś na nas patrzy.
- Tobias, ktoś tu naprawdę jest.-Powiedziałam, po cichym trzasku gałązki za nami.
Tobias
Od Tobias'a d.c. Noctis'a
Bardzo zadowolony ze znalezienia mojej zguby ruszyłem do domku. Szczerze powiedziawszy przeczuwałem, że prędzej czy później nie spodoba mu się to, jak go traktuję. Okej, przyznaję, to było coś w rodzaju małej prowokacji. Po prostu według mnie nie powinien w ogóle należeć do patrolu północnego, więc trzeba jakoś wykombinować zmianę zajęcia dla niego. To wydawało mi się świetnym pomysłem. Niestety po drodze wpadłem na Sam.
- Gdzie jest Noctis? - zaczęła.
- A skąd mam wiedzieć?
- Jesteś jego przywódcą...
- No i? Teraz akurat ma wolne.. - powiedziałem i ruszyłem dalej.
- Nie udawaj, że nie wiesz. - ruszyła za mną. - Od kilku dni chodził na kilka zmian w ciągu doby.
- No dlatego teraz ma zasłużone wolne. - przewróciłem oczami.
- Mhm.. Na pewno. Ostatnio tak go katowałeś, że musiałeś mieć chociaż powód, żeby przestać. - powiedziała.
- Katowałem? - udawane zdziwienie.
- Nawet nie udawaj, że nie wiesz. Dowiedziałam się od pewnej osoby, że ostatnio ciągle tylko na patrolach, ani minuty w domku. - była nieźle wkurzona.
- Nic o tym nie wiem. - kłamałem.
- Gdzie on jest?
- Powiedziałem już, nic na ten temat mi nie wiadomo. Zawsze był dziwny, może zwiał? - powiedziałem.
Po tych słowach odwróciłem się i z uśmiechem poszedłem do domku.
<Noctis, Sam?>
- Gdzie jest Noctis? - zaczęła.
- A skąd mam wiedzieć?
- Jesteś jego przywódcą...
- No i? Teraz akurat ma wolne.. - powiedziałem i ruszyłem dalej.
- Nie udawaj, że nie wiesz. - ruszyła za mną. - Od kilku dni chodził na kilka zmian w ciągu doby.
- No dlatego teraz ma zasłużone wolne. - przewróciłem oczami.
- Mhm.. Na pewno. Ostatnio tak go katowałeś, że musiałeś mieć chociaż powód, żeby przestać. - powiedziała.
- Katowałem? - udawane zdziwienie.
- Nawet nie udawaj, że nie wiesz. Dowiedziałam się od pewnej osoby, że ostatnio ciągle tylko na patrolach, ani minuty w domku. - była nieźle wkurzona.
- Nic o tym nie wiem. - kłamałem.
- Gdzie on jest?
- Powiedziałem już, nic na ten temat mi nie wiadomo. Zawsze był dziwny, może zwiał? - powiedziałem.
Po tych słowach odwróciłem się i z uśmiechem poszedłem do domku.
<Noctis, Sam?>
Etykiety:
Opowiadania,
Sam&Noctis&Susan&Tobias,
Tobias Eathon
środa, 3 września 2014
Od Noctis'a d.c. Tobias'a
- Jasne - odpowiedziałem chłodno - ale skoro mam przyjść na nockę nie zwracaj mi głowy co pięć minut
Nie miałem zamiaru czekać aż mi odpowie więc po prostu wszedłem do domku. Następne dwa dni spędziłem prawie całkiem bezsennie. Nie myślałem zbytnio trzeźwo, jednak nie miałem kiedy zmrużyć oka. Na zmianę biegałem po 5 kółek dookoła obozu i siedziałem 4 godziny na drzewie. Nie informując nikogo wymknąłem się. Poszedłem przez część Zachodnią obozu gdyż znałem rozmieszczenie ludzi Julie na pamięć. Przemknąłem się przez puste miejsce i ruszyłem przed siebie. Gdy byłem już w środku lasu wdrapałem się na pierwsze lepsze drzewo i prawie od razu zasnąłem. Zdążyłem jedynie przywiązać się liną do gałęzi by nie spaść.
Obudził mnie odgłos łamanych gałęzi. Nie byłem pewny ile spałem, ale mogłem założyć, że było to długo gdyż wyglądało na ranek, a ja wychodziłem wczesnym popołudniem. Odwiązałem leniwie linę i przetarłem dłoń ręką co od razu mnie otrzeźwiło. Cała noc na dworze mroziła je silnie. Rozejrzałem jednak nikogo nie było w pobliżu. Dalej byłem zmęczony i chłód poranka nic nie zmienił. Może jedynie mi się wydawało? Wyciągnąłem z torby jakąś kanapkę, też długo nie jadłem. Pochłonąłem od razu całą, a potem jeszcze jedną, po czym zapiłem sokiem. Dobrze mieć znajomości w magazynie. Przymknąłem oczy i nawet nie zauważyłem kiedy znów zasnąłem.
Obudziło mnie znów to samo tym razem dużo wyraźniejsze. Na szczęście nie spadłem z drzewa, mimo, że nie byłem przywiązany. Był wieczór, słońce już prawie całkiem zaszło i robiło się późno. Rozejrzałem się i zobaczyłem dwie osoby w zielono-czarnych strojach. Tropiciele... Zaraz zeskoczyłem z drzewa i puściłem się biegiem w przeciwnym kierunku. I to było najgorsze co mogłem zrobić. W krótkim czasie ukazała mi się kolejna dwójka, więc skręciłem ostro w lewo. Jak mogłem się spodziewać Pognali za mną, jak wcześniejsi. Nie pozwoliłem ani na chwilę, obejrzałem się wyłącznie raz. Nagle przeze mną wyrósł jakby znikąd Mark. Już chciałem znów odbić, ale nie miałem w którym kierunku. Zgrzytnąłem zębami.
- Nie ładnie tak uciekać - powiedział Mark grożąc mi teatralnie palcem
- Odwalcie się ode mnie - warknąłem i cofnąłem się krok.
Dwóch postawniejszych tropicieli złapało mnie za ręce. Próbowałem się wyrwać ale gdy po chwili zauważyłem, że nie daje to żadnych skutków przestałem.
- Nie - powiedział chłodno - Tobias, znaleźliśmy twoją zgubę! - zawołał
Zza niego wyłonił się wyżej wspomniany dowódca. Znów spróbowałem wyrwania się.
- Nie ładnie chyba tak sobie robić wolne bez uprzedzenia? - zauważył
Skrzywiłem się.
- Miałem zamiar zwiać z tego wariatkowa zanim jeszcze dam radę - odpowiedziałem wściekły
Popatrzyli na mnie widocznie zaintrygowani tym co mówię.
- Właśnie, Clancy kazał nam Cię złapać. Dziwne nie? Nawet nie musieliśmy prosić o pozwolenie. Po prostu wspomnieliśmy, że zwiałeś, a on zaraz się wściekł - uśmiechnął się drwiąco Mark
- A, i kazał Ci przypomnieć, że masz o czymś nie pisnąć nawet słówka bo źle się to skończy. To jak wtajemniczysz nas? - odezwał się Tobias
Nie powiedziałem ani słowa jedynie odwróciłem wzrok. Nie mogłem, nie miałem zamiaru mieć usmażonego mózgu. Są ciekawsze sposoby na śmierć.
- Oj..., no to pogadamy inaczej - mruknął Mark
Uśmiech zszedł mu z twarzy podszedł wolno, a trzymający mnie chłopak z lewej wyciągnął moją rękę i podwinął rękaw. Szarpnąłem mocno domyślając się co zamierza.
- Poproszę grzecznie jeszcze raz, powiesz? - na jego palcu pojawił się mały płomyk.
Odwróciłem wzrok.
- Jak chcesz - warknął i płomyk przeniósł się na moje przedramię poważnie je parząc.
Syknąłem z bólu, zaciskając oczy. Ból był tak piekący, że prawie zaczęły lecieć mi łzy, ale nie miałem zamiaru tego po sobie pokazać.
- Mów - mruknął
Płomień zaczął się rozszerzać i sunąć w górę. Myślałem gorączkowo.
- Dobrze - jęknąłem, ogień zniknął, zostało paskudne oparzenie, po którym na pewno zostanie blizna - Gray znów planowałam jechać na jedną ze swoich znanych wypraw, znaczy planuje. Nie wie komu zostawić obóz do nadzoru - kłamałem jak z nut
- Zabrać go, wracamy - mruknął Mark
Dostałem czym mocno w głowę i straciłem przytomność...
Obudziłem się po dłuższym - jak dla mnie - czasie. Rozejrzałem się, byłem w domku. Bez okien. Stało tu jedynie jedno łóżko, a nad sufitem wisiała goła żarówka.
- Świetnie, jeszcze trafiłem dodatkowo tutaj bo Ci idioci wmówili mu, że zwiałem - mruknąłem do siebie
Jedni mówili na to Izolatka, inni sala przesłuchać, jeszcze inni po prostu więzienie. Jednak mało osób miało wątpliwą przyjemność gościć w tym miejscu. Zazwyczaj trzymali tu paru agentów Ligi, SSP czy też łowców nagród, których nie zdążyłem przesłuchać, lub, którzy czekali aż któryś z pomarańczowych znajdzie dla nich czas by wymazać im pamięć. Siadłem na łóżku i oparłem się o ścianę. Ciekawe ile jeszcze tu posiedzę, zanim i dla mnie Uciekinier znajdzie czas...
< Tobias?>
Nie miałem zamiaru czekać aż mi odpowie więc po prostu wszedłem do domku. Następne dwa dni spędziłem prawie całkiem bezsennie. Nie myślałem zbytnio trzeźwo, jednak nie miałem kiedy zmrużyć oka. Na zmianę biegałem po 5 kółek dookoła obozu i siedziałem 4 godziny na drzewie. Nie informując nikogo wymknąłem się. Poszedłem przez część Zachodnią obozu gdyż znałem rozmieszczenie ludzi Julie na pamięć. Przemknąłem się przez puste miejsce i ruszyłem przed siebie. Gdy byłem już w środku lasu wdrapałem się na pierwsze lepsze drzewo i prawie od razu zasnąłem. Zdążyłem jedynie przywiązać się liną do gałęzi by nie spaść.
Obudził mnie odgłos łamanych gałęzi. Nie byłem pewny ile spałem, ale mogłem założyć, że było to długo gdyż wyglądało na ranek, a ja wychodziłem wczesnym popołudniem. Odwiązałem leniwie linę i przetarłem dłoń ręką co od razu mnie otrzeźwiło. Cała noc na dworze mroziła je silnie. Rozejrzałem jednak nikogo nie było w pobliżu. Dalej byłem zmęczony i chłód poranka nic nie zmienił. Może jedynie mi się wydawało? Wyciągnąłem z torby jakąś kanapkę, też długo nie jadłem. Pochłonąłem od razu całą, a potem jeszcze jedną, po czym zapiłem sokiem. Dobrze mieć znajomości w magazynie. Przymknąłem oczy i nawet nie zauważyłem kiedy znów zasnąłem.
Obudziło mnie znów to samo tym razem dużo wyraźniejsze. Na szczęście nie spadłem z drzewa, mimo, że nie byłem przywiązany. Był wieczór, słońce już prawie całkiem zaszło i robiło się późno. Rozejrzałem się i zobaczyłem dwie osoby w zielono-czarnych strojach. Tropiciele... Zaraz zeskoczyłem z drzewa i puściłem się biegiem w przeciwnym kierunku. I to było najgorsze co mogłem zrobić. W krótkim czasie ukazała mi się kolejna dwójka, więc skręciłem ostro w lewo. Jak mogłem się spodziewać Pognali za mną, jak wcześniejsi. Nie pozwoliłem ani na chwilę, obejrzałem się wyłącznie raz. Nagle przeze mną wyrósł jakby znikąd Mark. Już chciałem znów odbić, ale nie miałem w którym kierunku. Zgrzytnąłem zębami.
- Nie ładnie tak uciekać - powiedział Mark grożąc mi teatralnie palcem
- Odwalcie się ode mnie - warknąłem i cofnąłem się krok.
Dwóch postawniejszych tropicieli złapało mnie za ręce. Próbowałem się wyrwać ale gdy po chwili zauważyłem, że nie daje to żadnych skutków przestałem.
- Nie - powiedział chłodno - Tobias, znaleźliśmy twoją zgubę! - zawołał
Zza niego wyłonił się wyżej wspomniany dowódca. Znów spróbowałem wyrwania się.
- Nie ładnie chyba tak sobie robić wolne bez uprzedzenia? - zauważył
Skrzywiłem się.
- Miałem zamiar zwiać z tego wariatkowa zanim jeszcze dam radę - odpowiedziałem wściekły
Popatrzyli na mnie widocznie zaintrygowani tym co mówię.
- Właśnie, Clancy kazał nam Cię złapać. Dziwne nie? Nawet nie musieliśmy prosić o pozwolenie. Po prostu wspomnieliśmy, że zwiałeś, a on zaraz się wściekł - uśmiechnął się drwiąco Mark
- A, i kazał Ci przypomnieć, że masz o czymś nie pisnąć nawet słówka bo źle się to skończy. To jak wtajemniczysz nas? - odezwał się Tobias
Nie powiedziałem ani słowa jedynie odwróciłem wzrok. Nie mogłem, nie miałem zamiaru mieć usmażonego mózgu. Są ciekawsze sposoby na śmierć.
- Oj..., no to pogadamy inaczej - mruknął Mark
Uśmiech zszedł mu z twarzy podszedł wolno, a trzymający mnie chłopak z lewej wyciągnął moją rękę i podwinął rękaw. Szarpnąłem mocno domyślając się co zamierza.
- Poproszę grzecznie jeszcze raz, powiesz? - na jego palcu pojawił się mały płomyk.
Odwróciłem wzrok.
- Jak chcesz - warknął i płomyk przeniósł się na moje przedramię poważnie je parząc.
Syknąłem z bólu, zaciskając oczy. Ból był tak piekący, że prawie zaczęły lecieć mi łzy, ale nie miałem zamiaru tego po sobie pokazać.
- Mów - mruknął
Płomień zaczął się rozszerzać i sunąć w górę. Myślałem gorączkowo.
- Dobrze - jęknąłem, ogień zniknął, zostało paskudne oparzenie, po którym na pewno zostanie blizna - Gray znów planowałam jechać na jedną ze swoich znanych wypraw, znaczy planuje. Nie wie komu zostawić obóz do nadzoru - kłamałem jak z nut
- Zabrać go, wracamy - mruknął Mark
Dostałem czym mocno w głowę i straciłem przytomność...
Obudziłem się po dłuższym - jak dla mnie - czasie. Rozejrzałem się, byłem w domku. Bez okien. Stało tu jedynie jedno łóżko, a nad sufitem wisiała goła żarówka.
- Świetnie, jeszcze trafiłem dodatkowo tutaj bo Ci idioci wmówili mu, że zwiałem - mruknąłem do siebie
Jedni mówili na to Izolatka, inni sala przesłuchać, jeszcze inni po prostu więzienie. Jednak mało osób miało wątpliwą przyjemność gościć w tym miejscu. Zazwyczaj trzymali tu paru agentów Ligi, SSP czy też łowców nagród, których nie zdążyłem przesłuchać, lub, którzy czekali aż któryś z pomarańczowych znajdzie dla nich czas by wymazać im pamięć. Siadłem na łóżku i oparłem się o ścianę. Ciekawe ile jeszcze tu posiedzę, zanim i dla mnie Uciekinier znajdzie czas...
< Tobias?>
Od Tobias'a d.c. Sary
Wszystko działo się bardzo szybko. Nie zdążyłem zareagować a dwóch SSP już leżało na ziemi martwych.
- Dlaczego ich postrzeliłaś? - zapytałem.
Nie wiem, czy do się zgadzało z procedurami, ale na pewno nie było to dobre wyjście z sytuacji.
- A co miałam zrobić? - wydarła się.
- Ja bym załatwił jednego, nie trzeba było strzelać! - też podniosłem głos.
- Jakoś się do tego nie rwałeś - warknęła.
Dopiero teraz zobaczyłem krew na przedramieniu.
- I jeszcze dałaś się postrzelić? - zapytałem z niedowierzaniem.
- Dałaś się? Czy ty jesteś normalny? Przede wszystkim, albo ja, albo oni, a poza tym, mogłeś coś zrobić i obeszło by się bez mojej rany! - krzyknęła.
- Nie wrzeszcz już tak. Idziemy do lekarza. - powiedziałem
Wstała. Obejrzałem jeszcze raz ranę.
- Nie jest aż tak źle. - stwierdziłem.
<Sara? Przepraszam, że tak późno +nie przejmuj się charakterem Tobias'a, on już tak ma>
- Dlaczego ich postrzeliłaś? - zapytałem.
Nie wiem, czy do się zgadzało z procedurami, ale na pewno nie było to dobre wyjście z sytuacji.
- A co miałam zrobić? - wydarła się.
- Ja bym załatwił jednego, nie trzeba było strzelać! - też podniosłem głos.
- Jakoś się do tego nie rwałeś - warknęła.
Dopiero teraz zobaczyłem krew na przedramieniu.
- I jeszcze dałaś się postrzelić? - zapytałem z niedowierzaniem.
- Dałaś się? Czy ty jesteś normalny? Przede wszystkim, albo ja, albo oni, a poza tym, mogłeś coś zrobić i obeszło by się bez mojej rany! - krzyknęła.
- Nie wrzeszcz już tak. Idziemy do lekarza. - powiedziałem
Wstała. Obejrzałem jeszcze raz ranę.
- Nie jest aż tak źle. - stwierdziłem.
<Sara? Przepraszam, że tak późno +nie przejmuj się charakterem Tobias'a, on już tak ma>
Etykiety:
Opowiadania,
Tobias Eathon,
Tobias&Sara
Od Tobiasa d.c. Noctis'a
Przebiegłem jeszcze ze dwa okrążenia razem z Sam, teraz już w ciszy. Mam nadzieję, że nie dowie się tego, jakim cudem zostałem przywódcą. Noctis chyba rozumie, co się stanie jeśli się wygada. Po skończonym biegu powiedziałem Sam, że może już iść, a ja skierowałem się do innych osób, aby również mogli się już rozejść. W końcu podszedłem do drzewa Noctis'a.
- Chyba już możesz schodzić... - skrzywiłem się lekko.
Od razu zeskoczył z drzewa i się wyprostował.
- Tyle, że dzisiaj jeszcze na zmianę nocną, widzimy się tu za dwie godziny. - uśmiechnąłem się.
Kiwnął jedynie głową i wolno poszedł do siebie. A przynajmniej tak mi się wydawało, że do siebie, nie wiem. Nie szedłem za nim. Musiałem iść po resztę osób. Gdy kierowałem się już (wreszcie!) do domku spotkałem Sam.
- Hej. Czemu dałeś Noctis'owi jeszcze dzisiaj zmianę na noc? Wiesz jaki jest ostatnio zmęczony... - zaczęła
- Tak, wiem, ale nie miałem kogo dać na noc. Wybacz. - odpowiedziałem.
Uśmiechnęła się lekko jedynie.
- Pójdę z nim jeszcze pogadać, dobra? - też się uśmiechnąłem.
- Dobra. - powiedziała, pożegnała się i poszła.
Ja z kolei skierowałem się do Noctis'a. Jego domek nie był daleko licząc od mojego położenia, w którym aktualnie byłem. Nie zajęła mi więc podróż do niego wiele czasu. Zapukałem do drzwi.
- Proszę. - powiedział ktoś, bodajże Liam.
- Mam sprawę do Noctis'a... - powiedziałem wchodząc.
Zauważyłem, że brat Sam akurat spał.
- Hej! Żywy trupie! Szef do Ciebie! - powiedział Liam i rzucił w niego poduszką.
- Przymknij się tępy idioto bo zaraz Cię wrzucę do jeziora. - warknął nawet nie otwierając oczu.
Liam jedynie wzruszył ramionami. Westchnąłem, podszedłem do Noctis'a i zrzuciłem go z łóżka.
- Mam sprawę do ciebie. - powiedziałem, jak usiadł.
- Daj mi 5 minut, zaraz przyjdę. - powiedział mrucząc pod nosem jeszcze parę przekleństw.
- Czekam przed domkiem. - odparłem i wyszedłem.
Przyszedł idealnie po 5 minutach.
- Za bardzo dajesz po sobie oznaki zmęczenia. Dzisiaj Sam żaliła mi się, że dostałeś nockę. Tak nie może być. - wyjaśniłem twardo i oschle.
- Mhm.. - mruknął.
- Słyszysz co do ciebie mówię? - podniosłem głos.
Kiwnął jedynie głową i przetarł oczy.
- Czyli masz coś z tym zrobić. Zrozumiano? - zapytałem.
<Noctis, Sam?>
- Chyba już możesz schodzić... - skrzywiłem się lekko.
Od razu zeskoczył z drzewa i się wyprostował.
- Tyle, że dzisiaj jeszcze na zmianę nocną, widzimy się tu za dwie godziny. - uśmiechnąłem się.
Kiwnął jedynie głową i wolno poszedł do siebie. A przynajmniej tak mi się wydawało, że do siebie, nie wiem. Nie szedłem za nim. Musiałem iść po resztę osób. Gdy kierowałem się już (wreszcie!) do domku spotkałem Sam.
- Hej. Czemu dałeś Noctis'owi jeszcze dzisiaj zmianę na noc? Wiesz jaki jest ostatnio zmęczony... - zaczęła
- Tak, wiem, ale nie miałem kogo dać na noc. Wybacz. - odpowiedziałem.
Uśmiechnęła się lekko jedynie.
- Pójdę z nim jeszcze pogadać, dobra? - też się uśmiechnąłem.
- Dobra. - powiedziała, pożegnała się i poszła.
Ja z kolei skierowałem się do Noctis'a. Jego domek nie był daleko licząc od mojego położenia, w którym aktualnie byłem. Nie zajęła mi więc podróż do niego wiele czasu. Zapukałem do drzwi.
- Proszę. - powiedział ktoś, bodajże Liam.
- Mam sprawę do Noctis'a... - powiedziałem wchodząc.
Zauważyłem, że brat Sam akurat spał.
- Hej! Żywy trupie! Szef do Ciebie! - powiedział Liam i rzucił w niego poduszką.
- Przymknij się tępy idioto bo zaraz Cię wrzucę do jeziora. - warknął nawet nie otwierając oczu.
Liam jedynie wzruszył ramionami. Westchnąłem, podszedłem do Noctis'a i zrzuciłem go z łóżka.
- Mam sprawę do ciebie. - powiedziałem, jak usiadł.
- Daj mi 5 minut, zaraz przyjdę. - powiedział mrucząc pod nosem jeszcze parę przekleństw.
- Czekam przed domkiem. - odparłem i wyszedłem.
Przyszedł idealnie po 5 minutach.
- Za bardzo dajesz po sobie oznaki zmęczenia. Dzisiaj Sam żaliła mi się, że dostałeś nockę. Tak nie może być. - wyjaśniłem twardo i oschle.
- Mhm.. - mruknął.
- Słyszysz co do ciebie mówię? - podniosłem głos.
Kiwnął jedynie głową i przetarł oczy.
- Czyli masz coś z tym zrobić. Zrozumiano? - zapytałem.
<Noctis, Sam?>
Etykiety:
Opowiadania,
Sam&Noctis&Susan&Tobias,
Tobias Eathon
Subskrybuj:
Posty (Atom)